POLACY W NIEMCZECH

W DRODZE – Jerozolima, 16 sierpnia 1945 r. 

O Polakach w Niemczech wiemy właściwie bardzo mało Brak wolności przejazdów, trudności pocztowe, niewielka Ilość korespondentów, których dopuszczano na okupowano tereny Rzeszy — to wszystko sprawia, te wiadomości przenikają powoli i w ilości niedostatecznej dla szybkiego i wszechstronnego zorientowania się w sytuacji naszych rodaków w Niemczech Stosunkowo najwięcej pisze o nich wychodząca w Anglii „Poloka Walcząca", z której czerpiemy większość podanych niżej informacji, dotyczących zresztą tylko okupacji brytyjskiej i amerykańskiej.

Na zasadzie opublikowanych dotychczas danych trudno nawet ustalić dokładna liczbę b. Jeńców polskich, b. niewolników i więźniów obozów koncentracyjnych oraz wziętych do niewoli po Powstaniu Warszawskim kołnierzy Armii Krajowej. Można jednak przyjąć, te ogólna cyfra znacznie przekracza milion, a prawdopodobnie sięga nawet dwóch milionów. Nie jest równie! znana ilość obozów, w których znajdują się Polacy. 

Stosunkowo najwięcej informacji napłynęło o ośrodkach, które zostały dobrze zorganizowane przez energicznych polskich oficerów łącznikowych I dzielne zespoły, wyłonione spośród samych jeńców, internowanych lub robotników-zesłańców. Na plan pierwszy wysuwają się: wielki ośrodek polski w Brunszwiku, nazwany przez Brytyjczyków „Polską Republiką Brunszwicką", Maczków i Greven. 

Maczków 

Organizacja polskiego miasta Maczkowa, która wzięło swą nazwę od nazwiska dowódcy polskiej Dywizji Pancernej, rozpoczęła się w dniu 21 maja, gdy dywizyjne Dowództwo Opieki nad Polakami rozpoczęło pracę. Z rozkazu brytyjskiego Military Government w ciągu paru dni wysiedlono z położonego w pobliżu granicy holenderskiej miasta Haven wszystkich Niemców. Już 22 maja przybyły pierwsze transporty Polaków z obozów okolicznych, 4 czerwca uruchomiono pierwsze warsztaty pracy, 11 czerwca rozpoczęto naukę w szkołach, a 14 czerwca dokonano uroczystego otwarcia polskiego miasta i nadania mu nowej nazwy. Te kilka dat streszcza w sobie umiejętność pracy organizatorów, na których czele stoją od początku kpt. Marian K. i ks. dziekan Antoni W. oraz zespół kobiet z sąsiedniego obozu A.K. 

Maczków liczy około 5.000 mieszkańców — mężczyzn, kobiet I dzieci — pochodzących głównie z Łodzi i okolicy (ok. 65%), choć nie brak i osób z Warszawy, Kielc, Radomia i Wielkopolski. Większość stanowią pracownicy rolni i robotnicy. Dzieci w wieku szkolnym jest przeszło 800, wśród nich wiele sierot. Znaczna część ludności to rodziny i pary skojarzone już na wygnaniu, gdzie obowiązywał Polaków surowy zakaz zawierania małżeństw. Panuje silny prąd legalizowania tych związków. 4 czerwca w miejscowym kościele pobłogosławiono 75 par, 150 dalszych czeka na załatwienie formalności. 

Osiedle Maczków — podobnie jak inne ośrodki ludności cywilnej obcej w Niemczech — podlega Military Government, który sprawuje nadzór i dostarcza żywności, głównie rekwirowanej u Niemców. Udział polskiego Dowództwa Opieki nad Polakami i jego organów polega na zorganizowaniu wewnętrznego życia osiedla I przygotowaniu go do samodzielnego bytu. W przyszłości obowiązki Dowództwa przejmą sami mieszkańcy. Na czele osiedla stoi obecnie z ramienia wojska polskiego kapitan artylerii Marian K. Zastępcą jego jest kierownik działu gospodarczego w Zarządzie Miejskim. kpt. dypl. Paweł G., były oficer sztabu Brygady gen. Andersa w kampanii wrześniowej. Tymczasowym burmistrzem miasta został rezerwista. por. Józef Z., adwokat z Warszawy. Dziekan Brygady Podhalańskiej, która walczyła w Norwegii, ks. Antoni W. kieruje duszpasterstwem. W administracji ośrodka pracuje około 20 b. jeńców wojennych i 50 kobiet z obozu A.K. w Oberlangen — wszystko fachowcy, prowadzący poszczególne działy życia miejskiego. Miasto podzielone jest na cztery dzielnice, które z kolei obejmują grupy, liczące od 70 do 120 mieszkańców z sołtysami na czele. Policją miejską dowodzi oficer A.K. Istnieje również straż pożarna. 

Dział gospodarczy Zarządu Miejskiego uruchomił już warsztat ślusarsko-mechaniczny. doprowadzający do porządku dawne niemieckie urządzenia miejskie — zniszczone i niepełne, warsztat stolarski, wytwarzający najpotrzebniejsze meble, parę warsztatów krawieckich, zaopatrzonych w 32 maszyny do szycia. 

Miasto Maczków posiada własny szpital na około 100 łóżek, obsługiwany przez sanitariuszki z A.K, i niemieckie zakonnice — Franciszkanki, przychodnię lekarską, dentystyczną, oddział skórno-weneryczny oraz aptekę. Zakład oczyszczania miasta odczuwa brak środków transportowych. Uruchomiono już szkoły powszechne dla 600 dzieci i dwa przedszkola na 70 dzieci. 

Prasę m. Maczkowa reprezentuje dziennik czterostronicowy, powielany, o nakładzie kilkuset egzemplarzy. Głośniki ustawione na ulicach służą do podawania zarządzeń miejskich i wiadomości oraz audycji radiowych. Harcerstwo rozpoczęło już pracę, organizuje się gniazdo ..Sokoła". Stefan Kossak, który zamieścił w „Polsce Walczącej" reportaż o Maczkowie, wymienia jako największe bolączki miasta: brak papierosów i poczty.

Greven 

Obok „Rzeczypospolitej Brunszwickiej" i Maczkowa jedna z dzielnic miasta Greven stanowi przykład wzorowej niemal organizacji życia polskiego w Niemczech. Po ewakuowaniu ludności niemieckiej tego miasta, oddano je do rozporządzenia Polakom, Rosjanom, Francuzom i Holendrom. Polski ośrodek liczy około 3000 mieszkańców. Ulice polskiej dzielnicy noszą nazwy polskie, jak ulica Sikorskiego, aleja Wolności i aleja Warszawy. Na domach powiewają — jak w Maczkowie — polskie flagi. Ludność stanowią głównie osoby cywilne zesłane na roboty przymusowe: mężczyźni i kobiety, młodzież i dzieci — ludzie najróżniejszych zawodów i wykształcenia. Komendantem jest polski kapitan Sz., który rozpoczął tam pracę 7 kwietnia. 

Od tego czasu uruchomiono już w Greven pięciooddziałową szkołę powszechną dla 80 dzieci oraz przedszkole — prowadzone przez zawodowych nauczycieli z Polski. Polacy korzystają ze wspólnego z innymi narodowościami szpitala, posiadającego oddział polski. Założono szwalnię, świetlicę i teatr. Informacje ze świata podawane są przez gazetkę ścienną. W ciągu dwóch pierwszych miesięcy istnienia polskiego osiedla w Graven udzielono przeszło 60 ślubów kościelnych. 

Wspólna dla wszystkich Polaków kuchnia za opatrywana jest w produkty przez Niemców za pośrednictwem władz okupacyjnych, które wyznaczyły normy kaloryczne dostarczanej żywności. Początkowo Niemcy usiłowali je obchodzić, dostarczając wielkie ilości mało wartościowych produktów, jak kartofle itp., ale władze ośrodka uporały się z tym szybko i obecnie — jak podaje korespondent Bolesław Piekarski — kuchnia ośrodka w zupełności zaspokaja potrzeby ludności. 

Rysem charakterystycznym, odróżniającym Greven od innych ośrodków polskich w Niemczech, jest rozwój życia sportowego, którym kieruje b. więzień Oświęcimia, b. szef sztabu gen. Okulickiego w A.K., kpt. pilot Henryk Janota Bartoszewski. Istnieje klub sportowy i dwie drużyny harcerskie dobrze umundurowane. 3 maja oprócz przedstawienia teatralnego odbyły się pierwsze zawody sportowe. Na własnym boisku prowadzona jest systematyczna zaprawa. 

Oberlaagen 

Wiadomości o obozie kobiet z A.K., wziętych do niewoli po Powstaniu Warszawskim, są stosunkowo szczupłe. Korespondent Marek Święcicki, który wraz z gen. Andersem, pełniącym wówczas obowiązki Naczelnego Wodza, odwiedził obóz w Oberlangen w pierwszej połowie czerwca, podaje, że kobiety-żołnierze A.K. nie odczuwają tam niedostatku lub szczególnych niewygód. Zaraz po wyzwoleniu tych terenów przez wojsko polskie przeniesiono je z bardzo prymitywnego obozu, jaki wówczas zajmowały, do położonego w sąsiedztwie obozu dla obywateli niemieckich. 

Obecnie zajmowane przez Polki baraki — jak pisze Święcicki — „są duże, szerokie, widne. Łóżka nie mają wprawdzie materaców, ale za to są wyposażone w wystarczającą ilość koców i w małe, polowe poduszki. Wszędzie jest bardzo czysto, w pewnym sensie komfortowo — w stylu jak najbardziej wojskowym i jak najoczywiściej obozowym”. 

Wiek tych kobiet jest bardzo różny. Zdarzają się zupełnie siwe obok podlotków i dzieci, które dostały się do niewoli wraz z matkami lub — jak opisany przez Święcickiego — „mężczyzna”, 11-letnl Mirek Wojtusiński — pełniły w czasie Powstania funkcje łączników. Wszystkie prawie mieszkanki obozu są Warszawiankami i chrześcijankami

Największą troską kobiet w obozie Oberlangen jest brak twórczej pracy. „Niech Pan napisze — prosiły Święcickiego, — że najgorsza dla nas obecnie jest bezczynność. Dławimy się i dusimy w tym trybie życia, które nie niesie nam nic nowego. Mamy wykłady zorganizowane przez koleżanki, mamy ćwiczenia fizyczne, mamy nawet musztrę. Ale my chcemy wrócić do normalnego życia. Chcemy być czynne, chcemy pracować”. 

Potrzeby i projekty naprawy 

Było by błędem sądzić, że wszystkie ośrodki Polaków w Niemczech są tak dobrze zorganizowane, jak kilka opisanych wyżej. Można się obawiać, że większość naszych rodaków w Rzeszy żyje ciągle w warunkach bardzo ciężkich. Braki organizacyjne są wielkie, potrzeby olbrzymie, konieczność reform paląca.

Niestety, istnieją obozy, gdzie matkom brak mleka dla dzieci, choć okolica bogata jest w niemieckie krowy, gdzie żywność nie dochodzi w dostatecznej ilości lub jakości, gdzie nie zorganizowano należytej opieki sanitarnej itd. itd. Dostawa gazet i czasopism — nie tylko bieżących, ale i starych, równie ciekawych dla ludzi wytrąconych przez szereg lat z biegu życia i nie informowanych bezstronnie o niczym — zawodzi niemal wszędzie. Brak radioodbiorników, brak lekarstw. Brak poczty i ułatwień zmierzających do łączenia pogubionych rodzin i przyjaciół. Nadmierny biurokratyzm wielu oficerów łącznikowych przy ustalaniu tożsamości i obywatelstwa, legalizowaniu związków małżeńskich itp. czynnościach bywa nieraz powodem rozgoryczenia. 

Obok tych potrzeb bieżących, których listę można by znacznie przedłużyć, istnieją potrzeby na dalszą metę. Wśród pewnej części osłabła więź społeczna łącząca ich z Krajem i własną zbiorowością. Ciągła walka z bezprawiem ciemięzców, ubieranym w pozory prawa, wytworzyła instynkty aspołeczne: przekorę, stały wewnętrzny bunt przeciwko wszelkim przepisom, choćby z najsłuszniejszego prawa płynącym. Obyczaje — zwłaszcza wśród kobiet, rozrzuconych po gospodarstwach i warsztatach pracy i wydanych ciągle na łup napastliwości brutalnych pracodawców lub towarzyszy pracy — rozluźniły się. Wśród dzieci panuje analfabetyzm, zdarzają się przypadki częściowego zniemczenia, mówienia po niemiecku, zapomnienia polskiego języka. Wyniszczenie fizyczne wszystkich jest groźne i trudno przewidzieć, jak głębokie ślady pozostawi na stałe. Konieczna jest reedukacja, odbudowa poszanowania prawa, obyczajności, rodziny. Konieczna jest fizyczna regeneracja. 

Na szczęście nie brak ludzi myślących o tych bolączkach, nie brak śmiałych głosów wołających o naprawę. Jan Kurzawa w paru artykułach w „Polsce Walczącej” proponuje stworzenie lotnej komisji kontrolnej, która by objechała wszystkie ośrodki, usuwając nieodpowiednich oficerów łącznikowych, a następnie opracowała wytyczne zmierzające do wyrównania poziomu obozów, ustalenia norm ogólnych, zaspokojenia najpilniejszych potrzeb, a w przyszłości — ustalenia możliwości rozwojowych całości polskich osiedli w Niemczech. Do komisji tej mieliby wchodzić przedstawiciele misji polskiej w SHAEF, specjaliści od organizacji masowych obozów z Anglii, komendanci najlepiej zorganizowanych ośrodków, znawcy zagadnień społecznych i wychowawczych, a jako obserwatorzy — przedstawiciel prasy l ekonomista. 

Wśród owych projektów wysuwanych przez autora artykułu jest także myśl przejęcia od Niemców jednej z radiostacji i użycia jej wyłącznie na potrzeby Polaków, projekt stworzenia szeregu gimnazjów, szkół dokształcających i zawodowych, a nawet uniwersytetu i politechniki. Gmachów i urządzeń mogą i powinni dostarczyć Niemcy. Dalej proponuje się stworzenie polskich warsztatów pracy na wielką skalę, przejęcie pewnych fabryk, zwłaszcza tych, które powstały dzięki pracy polskich robotników, oraz dużych gospodarstw rolnych skonfiskowanych państwu i zbrodniarzom wojennym. 

Wszystkie te projekty są możliwe do zrealizowania pod warunkiem istnienia — jak dotychczas — dobrej woli i poparcia ze strony alianckich władz okupacyjnych i udzielenia odpowiedzi na zasadnicze pytanie: co zrobić z milionową rzeszą Polaków w Niemczech, skoro nie mogą oni w obecnych warunkach powrócić do Kraju.

Ost. 

*** 


cool     cool    cool     cool    cool

8 lipca

Coraz bardziej trzeba nam dzisiaj pamiętać, że Bóg jest Ojcem.

Stefan Kardynał Wyszyński – pierwsza kromka chleba

Kalendarz DIAK AW

Październik 2024
N P W Ś C Pt S
1 2 3 4 5
6 7 8 9 10 11 12
13 14 15 16 17 18 19
20 21 22 23 24 25 26
27 28 29 30 31

Nowenna pompejańska

BEATYFIKACJA33

Za naszą Ojczyznę!

Iskra Bożego Miłosierdzia

Konferencje biblijne

FOTOGALERIE
Odsłon artykułów:
2345694

Odwiedza nas 603 gości oraz 0 użytkowników.

Ewangelia na co dzień

Tylko Maryja może uratować świat

Instytut Prymasowski KSW